Top Gun – prawdziwe trafienie w dziesiątkę
★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★Dwie ostatnie dekady XX w. charakteryzowały się prawdziwą dominacją kina akcji. Z tamtych lat pochodzą klasyczne filmy, które do dziś są złotymi wzorcami dla gatunku. Wtedy też pojawiły się ikony kina takie jak Sylvester Stallone, Arnold Schwarzenegger, Bruce Willis oraz Tom Cruise. Czy jednak sukces filmu Top Gun, w którym główną rolę grał ten ostatni, był prostą pochodną popularności gatunku?
W latach 80. XX w. Ameryka wciąż leczyła traumę wywołaną wojną w Wietnamie. Także filmowo. Na ekranach kin oglądano rozliczeniowe obrazy takie jak Łowca jeleni czy Czas apokalipsy, a wkrótce miały się pojawić także Pluton i Full Metal Jacket.
Samo kino akcji również negatywnie podchodziło do tematu wojny i wojska, czego dowodem są popularne wtedy serie Zaginiony w akcji z Chuckiem Norrisem oraz Rambo z Sylvestrem Stallone’em. W obu bohaterem jest amerykański żołnierz, weteran z Wietnamu, ale samo wojsko przedstawianie jest nieprzychylnie, a wojna jako taka jest wielkim nieszczęściem. Tematyka antywojenna dominowała w filmowej narracji. Ale czasy już się zmieniały.
Dwie ostatnie dekady XX w. charakteryzowały się prawdziwą dominacją kina akcji. Z tamtych lat pochodzą klasyczne filmy, które do dziś są złotymi wzorcami dla gatunku i ikony kina takie jak Tom Cruise.
Top Gun
Pod przywództwem prezydenta Reagana Stany Zjednoczone zdwoiły swoje wysiłki i zaczęły wygrywać Zimną Wojnę. Związek Radziecki chylił się ku upadkowi. Sukces i zwycięstwo czuć już było w powietrzu. Były powody do dumy. Znów można było być patriotą bez przejmującego poczucia winy i wstydu porażki. I właśnie wtedy, w 1986 r., na scenę wszedł Maverick w swoim galowym mundurze oficera US Navy.
Top Gun pokazywał zupełnie inne amerykańskie wojsko niż filmy przez ostatnie dwie dekady. Wspaniałe. Potężne. Zwycięskie. Elektryzował, budził pozytywne emocje i prezentował nową, patriotyczną narrację, która pozwalała odczuwać autentyczną dumę.
Film ten idealnie wstrzelił się w nastroje i odpowiadał na żywotne potrzeby społeczeństwa. Top Gun nie tylko stał się wielkim kinowym hitem, ale też katalizatorem zmiany myślenia. Po jego premierze US Navy zarejestrowała pięciokrotny wzrost liczby chętnych do służby. Zwyczajne filmy akcji nie wywołują takich efektów. Top Gun stał się amerykańską legendą.
Swojego sukcesu Top Gun nie zawdzięcza jednak jedynie nastrojom społecznym. Kiepski film, choćby nie wiadomo jak bardzo był patriotyczny, nie zdołałby się tak mocno wbić w zbiorową świadomość. Kto dziś pamięta Żelaznego orła, debiutujący równolegle z Top Gun film o podobnej tematyce? Choć na fali popularności odrzutowców nakręcono jeszcze trzy kolejne części tej serii, to były coraz gorsze. I każdej z nich brakowało tego, czego Top Gun miał pod dostatkiem. Talentu. Filmowego, aktorskiego i producenckiego.
Dlaczego Top Gun odniósł sukces?
Tom Cruise, odtwórca głównej roli porucznika Pete’a „Mavericka” Mitchella, nie był wtedy aktorem zupełnie nieznanym. Zagrał już w popularnym Ryzykownym interesie oraz w Legendzie, gdzie pokazał, że da się lubić. Ale jego wzlot do poziomu prawdziwej gwiazdy i ikony kina zaczął się właśnie wtedy. Jego talent i charyzma, które szlifował, grając w wielkich hitach przez następne trzy dekady, były motorem napędowym sukcesu Top Gun.
Motor jednak sam niewiele zrobi, jeśli się nim dobrze nie pokieruje. A Top Gun miał to szczęście, że za produkcję odpowiadali prawdziwi mistrzowie filmowego rzemiosła, którzy, podobnie jak Tom Cruise, właśnie zaczynali swój wzlot na najwyższy poziom. Mowa tu o fenomenalnym tandemie producentów, jaki tworzyli Jerry Bruckheimer oraz Don Simpson. Przed Top Gun zaliczyli już dwa duże trafienia w dziesiątkę z Flashdance oraz Gliniarzem z Beverly Hills. Potem zrobili jeszcze razem drugą część tego ostatniego i następny wielki przebój z Tomem Cruisem, Szybki jak błyskawica. Swoją wieloletnią współpracę przy tworzeniu murowanych hitów przypieczętowali w 1996 r., produkując jedno ze szczytowych osiągnięć kinematografii gatunku akcji, czyli niezapomnianą Twierdzę. Sam Bruckheimer stał się zresztą prawdziwą hollywoodzką instytucją. To on stał za sukcesami Black Hawk Down, Bad Boys, Armageddonu, Piratów z Karaibów i wielu innych przebojów. I oczywiście to on produkuje też Top Gun: Maverick.
Top Gun był jedną z pierwszych produkcji, która dostała pozwolenie na kręcenie
ujęć nowoczesnego sprzętu marynarki wojennej USA.
W oczekiwaniu na Top Gun: Maverick
Każda solidna konstrukcja musi mieć jednak przynajmniej trzy punkty podparcia. W Top Gun pierwszym był świetny aktor. Drugim genialni producenci. Trzecim zaś bardzo utalentowany brytyjski reżyser, niestety zmarły już Tony Scott. Młodszy brat słynnego Ridleya Scotta wcale nie ustępował mu umiejętnościami, a wielu znawców kina uważa wręcz, że lepiej znał się na filmowym rzemiośle.
To dzięki niemu Top Gun jest naładowany fantastycznymi ujęciami odrzutowców w akcji, które tak zachwycały publiczność. Wtedy, w 1986 r., Tony Scott nie miał jeszcze renomy w Hollywood. Wytwórnia nie ufała mu tak bardzo, że aż trzy razy zwalniano go z pracy w trakcie zdjęć. Ale Bruckheimer wiedział, że ma w rękach prawdziwy diament. Po Top Gun Tony i Jerry zrobili razem jeszcze pięć kasowych filmów, co jest najlepszym dowodem na to, ile młodszy z braci Scottów potrafił wycisnąć z kamery, aktorów i scenariusza.
Wspomniane powyżej nagromadzenie talentu wystarczyłoby Top Gun do odniesienia sukcesu. Ale, oczywiście, filmowa legenda powinna charakteryzować się nadmiarem talentu. Top Gun miał jeszcze muzykę. Z jednej strony topową ścieżkę filmową, skomponowaną przez świetnego Harolda Faltermeyera. Z drugiej zaś idealnie dopasowane, przebojowe Danger Zone i Playing With the Boys Kenny’ego Logginsa i oskarowe Take My Breath Away grupy Berlin.
Dźwięk fantastycznie zgrał się z obrazem. Płyta z soundtrackiem z Top Gun zdobyła w Stanach status platyny. Dziewięć razy.
Top Gun stał się legendą dzięki trafieniu w nastroje społeczne, dzięki talentowi twórców i także dzięki temu, że opowiadał historie o dorastaniu, miłości i przyjaźni. Teraz czekamy na Top Gun: Maverick., by nam o tym wszystkim przypomniał.